środa, 10 listopada 2010

Geeks&Nerds

Więc według xkcd jestem i tym i tym. Zawsze myślałem, że jestem geekiem ale nie nerdem.

sobota, 6 listopada 2010

Mensa i inteligencja

Znalazłem ciekawy wpis w archiwum Mike'a Brothertona (to pisarz SF i astronom którego blog czasem czytam) dotyczący mensy i ludzi, którzy do tej organizacji należą. Kluczowe słowo, którego używa większość krytyków mensy to 'underachiever', czyli osoba, której idzie w życiu gorzej niż jej rodzice i znajomi oczekiwali w oparciu o talenty i osiągnięcia szkolne tejże osoby. David Brin również używa tego słowa w odniesieniu do, przede wszystkim, stereotypowych libertariańskich i obiektywistycznych mensaninów, którzy rzekomo obwiniają socjalistyczny i opresyjny system rządowy i lewicę za swoje niepowodzenia przedsiębiorcze. W przyszłości zrobię wpis zawierający listę ciekawych ludzi, do których tych dwoje należy i których działalność online śledzę.

Co do wysoce inteligentnych ludzi, mam swoje własne przemyślenia. Często idzie im dobrze w szkole; być może za dobrze. W podstawówce pracę z matematyki, która przeciętniakowi zajmuje godzinę, wykonują w dziesięć minut. Jeśli jednak dzieje się to zbyt często, może to ich źle nastawić do życia. Niektórzy z nich mogą uznać, że wszystko w życiu będzie im szło szybko i łatwo. Po co poświęcać pięć lat życia na doktorat? Za dużo zachodu, skoro w tym czasie można by było robić tonę innych ciekawszych rzeczy. Opóźnianie gratyfikacji to problem, z którym sam się borykam ale ja mam wymówkę; nie jestem elitą ludzkości. Ponadto, nie akceptuję redukcjonistycznego poglądu, że istnieje tylko jeden rodzaj inteligencji, która liczy się w życiu. Argumenty, którymi dysponuję na poparciu tego poglądu, poza wyżej wymienionym stereotypem 'underachiever' i innymi, które wylicza Mike Brotherton to moje własne doświadczenie; chodziłem w szkole średniej do klasy o profilu matematycznym i chociaż byli w niej ludzie bardziej uzdolnieni matematycznie ode mnie, to zazwyczaj radzili sobie dużo gorzej z nauką języków. Właściwie, to po prostu kolejny przykład na rzecz argumentu Mike'a.

Czytałem w przeszłości komentarze do innych blogów i artykułów wystawiających podobne do powyższego argumenty i wiem, jak niektórzy (niektórzy! - większość jest całkiem otwarta i życzliwa) mensanie na nie reagują. Szczególnie samozadowoleni i cyniczni spośród nich po prostu zakładają, że osoba przedkładająca argument słabo sobie radzi w testach logicznych/matematycznych, w których oni wiodą prym i próbuje się dowartościować zaniżając znaczenie tychże testów. Właściwie, ta reakcja jest chyba nawet powszechniejsza wśród nie-mensan.

Na koniec chciałbym dodać, że do opisanych wyżej ludzi, którzy nie oczekują żadnych trudności w życiu należał Stephen Hawking. Na studiach spędzał średnio godzinę dziennie na nauce. Oczywiście, mógł sobie na to pozwolić dysponując taką inteligencją i studiując fizykę, w której nie ma wiele do wkuwania, ale jego znudzone nastawienie do życia zmieniło się stopniowo kiedy dowiedział się o swojej chorobie. Napisał o tym w swojej książce "Czarne dziury i wszechświaty niemowlęce".

sobota, 16 października 2010

Orbiter 2010

Dziś zacząłem grać w Orbitera 2010. Wiedziałem, że wyszła nowa wersja tego wspaniałego programu od tygodnia ale nie mogłem zagrać z powodu braku kompa (padła płyta główna), a mój laptop nie ma klawiatury numerycznej. Co to jest za niesamowite narzędzie edukacyjne! Kilka dni gry w wersję 2006 (w którą zacząłem grać ponad rok temu jeśli dobrze pamiętam) pomnożyło moją wiedzę na temat astronautyki i mechaniki orbitalnej kilkukrotnie.

Wyobraźmy sobie lekcję fizyki w szkole średniej z użyciem Orbitera; przed odpaleniem gry trzeba by było wyjaśnić nieco teorii. Zacząłbym pewnie od trzeciego prawa dynamiki Newtona, pierwszej i drugiej prędkości kosmicznej i ich związku z krzywymi balistycznymi (nie zapominając oczywiście o tym, że każda krzywa balistyczna mogłaby być orbitą gdyby nie atmosfera i niezerowa objętość Ziemi), a potem przeszedłbym do wykładniczego charakteru równania rakietowego. W kwestii praktyki podążałbym pewnie kolejnością wyznaczoną przez Go Play In Space. Ale by była zabawa. Chociaż znalazłoby się wielu, którzy mogliby lepiej nauczać, jako że sam jeszcze nie opanowałem wielu potrzebnych umiejętności. Gra wymaga cholernej cierpliwości, a krzywa uczenia się jest boleśnie stroma.

A jednak nie ma róży bez kolców. Wiedząc to co wiem dzięki Orbiterowi, nie będę mógł już cieszyć się wieloma filmami aspirującymi do miana SF chyba, że przestanę je traktować jako SF. Błędy i zaniedbania realizmu stały się po prostu zbyt oczywiste, żebym mógł je zlekceważyć. Kilka filmów przetrwało próbę, znamiennie Odyseja Kosmiczna 2001, ale wiele pozostałych muszę przestać traktować zbyt poważnie. Ich magia, na zawsze zniknąwszy, pozostawiła po sobie jedynie ucieczkową fantazję i bajkę. Chociaż to może zbyt ostre słowa, film może nadal pouczać i stymulować intelektualnie/emocjonalnie nie będąc nadmiernie realistycznym.

Wciąż, widząc coś co natychmiast rozpoznaję jako bezsensowne lub niemożliwe w filmie, który specyficznie stara się sprawiać wrażenie, że rozgrywa się w naszym wszechświecie, rządzonym przez nasze prawa natury, ciężko mi się będzie zagłębić.

piątek, 24 września 2010

Wstęp

Założyłem blog. Jego nazwa jest celowo pusta, żeby nie zdradzała zawartości. Nie jestem na tyle płodnym myślicielem, ani erudytą, żebym mógł sobie pozwolić na ograniczanie jego tematyki i jednocześnie wierzyć, że będę w stanie wyciskać z siebie rozwlekły esej co tydzień. Piszę go dla siebie, przynajmniej na razie, więc nie czuję żadnej presji, żeby robić wpisy regularnie i na tematy zadane z innych powodów niż moje widzimisię.

Pierwszym powodem założenia tego blogu jest fakt, że chciałem uporządkować i rozwinąć swoje opinie i przemyślenia, które od jakiegoś czasu zapisywałem w skróconej postaci, żeby nie uleciały mi z głowy. Drugim, ważniejszym powodem są rzekome korzyści dla ludzkiej psychiki, jakie przynosi przelewanie na papier myśli i emocji, co wskazują pewne badania naukowe. Trzecim powodem jest moja chęć spróbowania swoich sił w pisaniu i upublicznianiu swoich myśli, przy czym to drugie jest chyba jeszcze trudniejsze niż to pierwsze. Zaraz zaraz, napisałem wcześniej że blog jest dla mnie, więc czemu miałbym się czegokolwiek obawiać?

Człowiek nie jest racjonalnym zwierzęciem.. Jak powiedział David Hume, pasje nami wiodą, rozum jest jedynie ich niewolnikiem.

(Rany, mam nadzieję, że to ostatnie zdanie nie wywołuje wrażenia pretensjonalnego intelektualizmu i pozerstwa z mojej strony.)

W zasadzie, w tej chwili czuję, że im mniej ludzi zobaczy ten blog, tym lepiej. Ale znam już to uczucie i wiem, że przechodzi. A jeśli nie przechodzi to przynajmniej stawiłem mu czoła.

Jak już napisałem, blog jest na razie dla mnie, ale w przyszłości mogę kogoś do niego odesłać, jeśli nie będzie mi się chciało wypocić na poczekaniu jemu/jej, co myślę na określony temat. Jeśli będę do niego dodawał wpisy za 10 lat, prawdopodobnie osoba, którą wtedy będę, nie będzie tą samą osobą, którą jestem teraz.

Ależ długo trwało wysmażenie tego tekstu. Pisałem to chyba godzinę. Muszę się w tym wprawić.